wtorek, 13 grudnia 2022

Kobieta zawsze młoda. Irena Wielocha

 




 "Kobieta zawsze młoda" Irena Wielocha. Jedna z bardziej inspirujących książek ostatniego czasu. Głowna zasługa tego stanu rzeczy polega na łamaniu stereotypów. Starych, skostniałych i wydawałoby się - nie do przeskoczenia. Irena to coraz bardziej znana instagramerka, modelka, kobieta z pasją. Może nawet z wieloma pasjami. Sporo takich, wiem, ale sensacją jest, że ma lat... 

 W sumie nieważne ile ma lat, istotne jest, że według zwyczajów kobiety w jej wieku, to zrezygnowane, pogodzone ze swoimi wyimaginowanymi ograniczeniami nieszczęśliwe cierpiętnice. No bo tak jest zaprogramowane życie kobiety po sześćdziesiątce - wnuki, kuchnia, kółko różańcowe, kolejka w przychodni, bure ubrania, krótka fryzura i ciułanie na "pumnik", żeby tylko dzieci nie rąbnęło po kieszeni w razie czego. 

 Aż ciarki mnie przechodzą, gdy czytam to, co napisałam. Pól biedy jak w takiej sytuacji popadnie się w dewocję, no bo w sumie to też jest jakaś pasja. Gorzej, gdy pogodzona ze starością, kobieta OCZEKUJE i zgodnie godzi się na to, co biologia przyniesie. 

 Irena nie daje się biologii. A może się daje, ale na SWOICH  warunkach. Regularnie bywa na siłowni, realizuje swoje pasje, robi to, na co wcześniej nie miała czasu, inspiruje.

 Właśnie, inspiruje. Nawet tych, którzy tak jak ja, nie przestąpią progu siłowni. No, bo tu nie chodzi o wyczynowy sport (jak dla mnie ;)), ale ogólnie o pełne kontynuowanie tego, co kiedyś przynosiło radość. Irena lubiła chodzić po górach, tańczyć i może to zaowocowało takim efektem w życiu dojrzałym.

 Ja tańczyć nie umiem, ale nigdy nie mówię "nigdy", lubię łatwe spacery po górach. Generalnie nie lubię sportu ani gimnastyki (szefostwo w agencjach copywriterskich nie cierpi słowa "generalnie", ale czasem trzeba go użyć). W każdym razie dla mnie inspiracją jest nasuwający się wniosek, że wiek nie może być przeszkodą w niczym. Przede wszystkim w robieniu tego, na co zawsze miało się ochotę. 

 Ja cały czas chciałam pisać i właśnie to robię. Gdy byłam dzieckiem, pisałam swoje zakończenia przeczytanych książek. Pisałam opowiadanka i pamiętnik. W pewnym momencie nastąpiło pewne stłumienie tej pasji, jednak nie wiem czy o tym teraz chcę mówić. 

 W każdym razie w niektórych przypadkach własne realizowanie się możliwe jest w momencie, gdy zwyczajowe, odwiecznie kobiecie przypisane obowiązki już nie wymagają bezwzględnego wypełniania. Niekiedy w ogóle już się kończą. Tak bywa, gdy całe swoje życie kobieta się bezwzględnie "poczuwa". Niekiedy w końcówce przychodzi konkluzja "właściwie po co aż tak?". Niektóre z nas godzą wszystko ze wszystkim przez całe życie, ale to chyba niewielki procent. Dla każdego indywidualna jest sprawa możliwości. Dobrze, gdy w ogóle ma się jakieś możliwości. W sumie lepiej późno, niż wcale. 

 Temat rzeka, wiadomo. W każdym razie gorąco polecam książkę Ireny Wielochy "Kobieta zawsze młoda". Bez jej przeczytania moja recenzja może być niezrozumiała i lekko chaotyczna, jak ja sama. 

:D



 

 

piątek, 9 grudnia 2022

Tolerancja najwyższą cnotą

  Tak się składa, że Internet i tak zwane Socjal Media dały mi sporo, bo bez nich nie realizowałabym się w ten sposób, jak to ma miejsce i mam nadzieję, że nadal będzie. Niestety oprócz wszystkich pozytywów są powody do mojej irytacji. 

 FB lubię, bo zawsze czegoś nowego się dowiem, albo odnajdę ciekawe miejsca. Są jeszcze ludzie, którzy pozytywnie mnie inspirują. O ciekawe osoby sama się staram a pozostałych przyjmuję w dobrej wierze. Jak to miło, jak ktoś wnosi pozytyw w moje życie. 

 Nie wiem tylko po co ktoś pisze w swoim statusie np. "K... Mać" albo "ha ha". Jak jeszcze napisze "Chorwacja !" to mogę się domyślać o co chodzi. A tak to nie wiem. No bo czy wszyscy musza się interesować Mundialem??? Litości! I to jeszcze tym skomercjalizowanym, gdzie o wszystkim decyduje KASA? Ja już chyba gdzieś poruszałam ten temat, wiec już nie będę się powtarzać.

 Spora część przychodzących na FB chce mi sprzedać sposób na schudnięcie i ozdrowienie. Akurat tego nie potrzebuję, bo mam w domu uczonego, który zęby na tym zjadł, tzn. na mundrościach z YouTuba. A i to nie mogę i nie chcę się stosować do jego zaleceń. Bo nie. Mam swoje powody.

 Jak ja bym mogła na przykład posłuchawszy nowego kawałka mojego ulubionego wykonawcy, zamieścić w statusie słowo "Zajebioza!" Domyślaj się wtedy czego to dotyczy. Jak można domniemać, że wszyscy, ale to wszyscy emocjonują się tematem jakichś tam meczy. Wolno mi mieć inne zainteresowania, nawet jak ktoś uważa je za dziwne. 

 Ostatnio jakiś palant zagadywał, zachwycał się moim wizerunkiem w JPG, pytał czy jestem mężatką. Coś mu się nie zgadzało, bo tu widzi, że robię jakieś rzeczy sama, czyli bez męża... na przykład pije likier. Naprawdę zbrodnia. Dzisiaj na przykład pije grzańca i co z tego. Później zapodaje mi archiwalne zdjęcia Papieża jak to był całkiem niedaleko, i ładnie ludzie śpiewali. Ja pamiętam ten dzień, ale nie było mnie tam, byłam niedaleko swojego domu, bo chciałam zrobić zdjęcie kawalkadzie samochodów. Samego JPII nie dostrzegłam. Widziałam tylko ochroniarzy jak malowanych, którzy jak na komendę zwrócili się do mnie, gdy podniosłam aparat fotograficzny marki Zenith. Po latach pomyślałam, gdyby miał on kształt pistoletu, to raczej nie czytalibyście moich wypocin tutaj i gdzie indziej. 

 Powiedziałam temu panu, że mnie to nie interesuje i żeby nie wysyłał mi takich treści. No to on napisał, że współczuje mi głupoty. To jest taki moment, gdzie analfabeta, którego zdania trzeba czytać kilkakrotnie, żeby domyślić się o co chodzi, mówi ci że jesteś głupia. Ale cóż, żeby mnie obrazić, to trzeba mieć PAPIERY. Paradoksalnie ci z papierami nie obrażają w ten sposób.

 Słucham na YT światłych ludzi, księży też. Oczywiście tego, którego wszyscy znają, który rozprawia się z zakłamaniem hierarchów kościelnych i zamiataniem pod dywan spraw dot. odpowiedzialności za tuszowanie pedofilii. W stosunku do JPII jest on naprawdę bardzo stonowany, bardzo. Najostrzejsza jego wypowiedź to kwestia, że za wcześnie został okrzyknięty świętym, bo bez wyjaśnień. Powiedział jeszcze, że wiadomości dotyczące jego osoby są ZATRWAŻAJACE. 

 Przy okazji słuchania co ma do powiedzenia jeden z porządniejszych księży w naszym kraju, algorytm podsuwa mi znów oszołomów w sutannach. Na przykład specjalistę od opętań. Wiecie jak rozpoznać opętanego? Jeden ze sposobów to nalanie mu do herbaty świeconej wody. Teraz wiecie dlaczego nie chodzę na herbatki do dewotek na wsi? Wyobrażacie sobie? Zrobi mi taka herbatkę na przykład teraz w grudniu. Naleje tam świeconej wody, która nabrała z balii na Wielkanoc, bo akurat balię poświecił ksiądz przy poświęcaniu koszyczków. Woda w plastikowej butli stała na regale około trzech kwartałów. Wiecie co się dzieje z mineralną, gdy kilka dni stoi w odkręconej butelce? Jest wstrętna. Natomiast przez kilka miesięcy zrobi się gnój. I taka woda, która jakiś czas jest w balii i później zostanie przelana do butelki, a wiem jak to się robi- zanurza się łapę z butelką i czeka aż się ona napełni. Więc później drobnoustroje pieprzą się i rozmnażają na potęgę. I to się może znaleźć w herbacie!!! Walory smakowe zajebiaszcze. Ale spróbuj nie wypić! Okaże się, że jesteś opętany. Albo wypij a w domu się pochoruj. Takie pierdzielenie to obraza dla mojego intelektu albo głupoty jak kto woli hehe. 

 Jeszcze były inne próby, na przykład wycie i plucie przy chwaleniu imienia najwyższego. Już kiedyś o tym gdzieś pisałam. Naprawdę, jeżeli szanowny Diabeł istnieje to przekręca się ze śmiechu. W zasadzie to każdy ma prawo do własnego zdania i osobistej wiary w co tylko chce, ale niech mi nikt tego nie narzuca i niech mnie nie ocenia, bo czegoś tam nie chcę i mnie nie obchodzi specjalnie. 

 Tolerancja najwyższą cnotą. 


  

 

piątek, 30 września 2022

Napisałam nowy wiersz

  Takie nocne rozmyślania bywają jednak owocne. pod warunkiem, że się ma notes dyktafon lub dobra pamięć. Tym razem miałam to ostanie, bo nie chciało mi się ruszyć nawet. Jakby kto nie wiedział o czym to jest, to wyjaśniam, że nie o aktualnej sytuacji społeczno - politycznej, ale o chorobie autoimmunologicznej. A w sumie czy to ważne, jak ktoś zinterpretuje? 



Chłodna wojna

 

Leżąc na krawędzi łóżka nie wiem

- lepiej wpaść w przepaść czy nadal śnić obrazy bez słońca?

Jak w tej opowieści o tysiącach ognisk, których dym przesłonił niebo.

 

W tym samym czasie cicha i podstępna armia małych żołnierzyków

pobudzona fałszywą propagandą

coraz bardziej wewnętrznie sklejona walczy sama ze sobą,

zajmując wciąż nowe przestrzenie.

 

Każdy ranek to bolesne skrzypienie stawów

tęsknota za kolorami i ciepłem.

Nie wytworzę w sobie ognia,

bo to zabije wojsko,

a tak miło obserwować to wielkie zaangażowanie

godne lepszej sprawy.

 

 

***



wtorek, 27 września 2022

Nie ma tego złego...

  Trochę się pozmieniało. Jedna z firm, w której pracuję, przechodzi kryzys i musiała zawiesić współpracę a niektórymi copywriterami. Padło na mnie. A ja zamiast wpaść w panikę, że teraz kasy będzie mniej to władowałam się w coś na kształt euforii... No bo wreszcie koniec presji i czasu więcej... wreszcie będzie można popisać dla przyjemności... poszyć, potworzyć biżuterii, i w ogóle aż mnie entuzjazm rozpiera. 

 Może to niedługo, bo wciąż szukam nowych możliwości zarobienia. To może być o tyle łatwiejsze, że są ciche dni z wiadomo kim... Nie mam obowiązków. Po prostu jestem konsekwentna. Uczepiłam się jednej kwestii i jestem konsekwentna. Skoro tak, to tak. Krótka piłka. Nie mam już zobowiązań. Nowe możliwości są takie ekscytujące. Nawet jakby to oznaczało CISZĘ. Lepsza cisza niż wałkowanie tych samych problemów w kółko i pozwalanie na wpędzanie mnie w poczucie winy. 

 Zaczynam pisać. Jakie to piękne uczucie. Robię to, na co zawsze miałam ochotę... Euforia. Dlaczego całe dotychczasowe życie przylepiło się do mnie jakieś durne poczucie obowiązku? Co ja właściwie muszę??? NIC. I tego się trzymajmy. A tak nawiasem mówiąc - lepiej późno niż wcale. Co do zarobków, to lada chwila emerytura, więc tak tragicznie to nie będzie. Co tu się bać? Wszystko mi sprzyja. Tylko ja niekiedy byłam zblokowana. Ale teraz to się zmienia. 



 

sobota, 3 września 2022

Duża przerwa w pisaniu...

 Nie pisałam całe lato. Byłam pogubiona. Nadal jestem. Ale przynajmniej teraz raczej wiem czego chcę. Próbowałam przystosować się do czyichś wyobrażeń i oczekiwań, ale doszłam szybko do wniosku, że nie tędy droga i raczej nie wytrzymam tak na dłuższą metę. 

 Były wyjazdy, opieka niby troska. Nadal jest, ale to wygląda jakby spełnianie wszystkich deklaracji i to takie bezemocjonalne. A może jednak emocjonalne, jeżeli emocją nazwać zaborczość i przekonanie, że musi być po mojemu albo do widzenia. 

 No to do widzenia. Nie mogę przestać być sobą. To było dobre jak miałam zobowiązania, byłam zależna od wiadomo kogo i czego. A teraz? Nie da się puścić w niepamięć trzech byle jakich dekad, nawet jak mnie ktoś za nie przeprasza. Ja też powiedziałam, że mi przykro z powodu niektórych zaniedbań z mojej strony i wytłumaczyłam skąd one się wzięły. To proste wytłumaczenie - nie widzisz starań, to rezygnujesz i szukasz innych opcji. Tymczasem zero zrozumienia i nadal jestem czemuś winna. Ja już nie mogę. Nie mogę do końca życia tłumaczyć się z jakichś win, do których nie do końca się poczuwam. I tyle. 

Robota nadal ta sama. Literatura się nie pisze. Czasem wydaje mi się że jestem blisko odblokowania ale to tylko złudzenie okazuje się...




czwartek, 12 maja 2022

Kolory dźwięków

  Praca na pół gwizdka. Bardzo boję się znów nabrać nie wiadomo ile, bo cały czas mam w pamięci moje wypalenie zawodowe na początku roku. Co prawda do tego doszły inne atrakcje, łącznie ze zbyt małą ilością światła słonecznego, co daje zimowy dół. 

 A teraz jak mówię że dobiorę sobie pracy, bo jednak ta kasa za ostatni miesiąc nie była zadowalająca, to ze wszystkich stron słyszę "nie, nie, nie!". Odbieram to trochę jak zamach na moją niezależność... bo dodatkowo powstał program uszczęśliwiania mojej osoby. Że niby teraz będzie inaczej, że moje potrzeby teraz zostaną wzięte pod uwagę. Ja nie jestem w stanie zaufać, bo już widzę, że punkty programu, to nie jest to, co lubię najbardziej. I jeszcze ten kompletny brak zrozumienia i spojrzenia jak na niepełnosprawną umysłowo. Jak wtedy, gdy powiedziałam, że widzę kolory dźwięków. 

 Zawsze myślałam, że ze mną coś nie tak, że dziwne rzeczy dzieją się w mojej głowie. Jednak nie wpadałam w panikę, bo to było bardzo przyjemne. Takie leczące. Moje życie wewnętrzne było i jest pełne kolorów. Lubię dźwięki, muzykę, piękne głosy. Kocham brzmienie skrzypiec. Dla mnie muzyka to również kolory. Nad resztą instrumentów nie zastanawiałam się, bo rzadko słucham i w solówkach. Ale na przykład skrzypce Davida Garretta to dla mnie kolory czekolady, brązowawych płomieni i dodatkowo miękkość aksamitu. Brązy i rudości to kolory muzyki Józefa Skupnia z Gliczarowa. Nie znam się na strunach, ale momentami jego skrzypce skrzypiąc łkają. To ma kolor złotobrązowej mgły. Jan Karpiel-Bułecka brzmi mi na czarno. Zarówno instrument jak też głos. Jednak nie jest to mroczny kolor. Wręcz jest pozytywny, szlachetny, ma coś jeszcze w sobie, ale w tej chwili nie jestem w stanie określić co. Natomiast, gdy Krzysztof Siuty z Zakopanego gra na wykonanych przez siebie replikach starych instrumentów, to muzyka ma wszystkie kolory wiosny i lata. 

 Głosy oddziałują podobnie. Mam swoje ulubione. Lady Gaga jest brązowo-czarna, ale za to miękka jak welwet. Sia to popielatobeżowa koronka. Mówię koronka, bo jest w tej materii następny wymiar, tak samo jak u Stefanii. Mój ulubiony, rodzimy wokalista ma głos koloru perłowopopielatego a momentami przebija srebro. Sypie się albo jest całością. 

I tak dalej i tak dalej.

Dochodząc do sedna. Naprawdę myślałam, że jestem dziwolągiem, a okazało się, że to SYNESTEZJA i występuje dosyć często. Jest opisana, czasem uważana za chorobę. Polega na nieco innej pracy mózgu. Po prostu te całe połączenia neutronowe inaczej biegną. Synestezja bardzo często występuje u ludzi wrażliwych, nadwrażliwych, artystów, poetów, muzyków. Każdy, kto jej doświadcza, traktuje ją jako dar, bo mówiąc w skrócie - życie jest ciekawsze. Ja też jestem zadowolona. A że niezrozumiana? Nic nowego, no bo nie tylko w tej materii...



niedziela, 8 maja 2022

Ciągle mi o coś chodzi.

 Ciągle o coś mi chodzi. Irytuje mnie myślenie (albo niemyślenie) innych. Albo myślenie inaczej. Chyba jednak świata nie zmienię. Mogę się co najwyżej wycofać na z góry upatrzoną pozycję i zadbać o to, by mi nikt nie przeszkadzał. Bo ocenianie na pewno będzie. Sztuka tylko, żeby mieć to w odwłoku.

 W Sieci jakiś dzień muzyki czy coś, nie wgłębiałam się. Dzień muzyki to ja mam codziennie, ale pewna pani trzas zdjątko modelki w pończochach, co zapomniała spódnicy, stojącej obok pianina w zachęcającej do słuchania(?) pozie. Druga mówi, że fajnie, bo zgrabna noga i pończocha podkręca nastrój... Czyj nastrój ja się pytam?! I raczej nie noga tylko d... 

 Nastrój facetów, bo raczej nie mój. Na mnie działają dźwięki, no i czasem solista jak jest piękny na twarzy, ale ubrany. Ale przeciętnym, tępym facetom to trzeba postawić gołą babę koło instrumentu, żeby zauważyli, że muzyka istnieje. Ale wątpię, czy większość z nich cokolwiek wtedy słyszy.

 Mój legalny mąż i co by nie mówić bardziej formalny niż praktyczny oznajmił, że posłuchał tego, co mi się podoba i nie bardzo wie czym ja się zachwycam. Zdumiewający był w tej chwili, bo pierwszy raz zainteresował się tym, czym ja się interesuje. W ogóle ostatnio coś mu się zmieniło i zaczął się interesować moją osobą i ja głupieję i nauczona doświadczeniem węszę jakiś spisek. Jeszcze chwila i zacznie czytać moją twórczość literacką hehe, Taki czytelnik ALFA haha.  Straszne. 

 Ale co do muzyki to mu odpowiedziałam: "Przecież tobie żadna muzyka się nie podoba. W tej materii jesteś tępy jak peerelowski Polsilver. Więc się nie wypowiadaj."

 Najbardziej mnie zdziwiło milczenie i brak reakcji. Nawet focha nie było. Tak myślę, jaka jest stawka, że trzeba było przełknąć taką zniewagę. Jeszcze piętnaście lat temu zostałabym wykopana z auta i to w biegu. Bo w samochodzie była rozmowa. Eee tam piętnaście. Pięć też. 


 Praca jak dawniej, tylko tak mniej na połowę gwizdka. Pensja taka sama. Mniej. Niektóre cele się nieznacznie oddalają. Ale jest więcej czasu. A ja zamiast poświęcić go na swój rozwój wszelaki, to pozwalam się wkręcać z jakieś akcje dobroczynne. Najlepiej jeszcze jakbym swoje własne środki zaangażowała. Typowy powrót do przeszłości. 

 Ja się pytam, ile jeszcze mam się poświęcać, skoro dla mnie NIKT się nie poświęcił? Czy taka jest moja jedyna rola? Ile to jeszcze potrwa? Tak dużo już osiągnęłam, to zaczynają się manewry, żeby to wszystko zniweczyć. Tak totalnie to nikt mnie nie krytykuje jawnie. No bo już jestem w tym wieku, że dla społeczeństwa jestem niepotrzebna. Rozmnożyłam się, dzieci wychowałam i czekam na emeryturę, coś tam sobie dorabiając pisaniem. Ale dyskretne manewry są. 

 Dlaczego wciąż z negacją podchodzi się do takich ambicji, żeby robić to co się naprawdę chce i mieć to co się chce? I tu wcale nie chodzi o jakieś stanie na głowie. 




piątek, 21 stycznia 2022

Jasne, że wykasowałam...

 Jak Nowy Rok się zaczął to zrobiłam generalne sprzątanie. Głownie wykasowałam te wszystkie moje, delikatnie powiem, wypociny, które wydawały mi się słabe i głupie. czyli wszystkie. Dodatkowo jeszcze wysłałam w niebyt inne moje teksty w Sieci z tych samych powodów. Nawet te, z którymi byłam związana emocjonalnie i nawet te, które doczekały się miłych odpowiedzi... które kochałam czytać po kilak razy na tydzień. 💗

Ale zaraz od nowa zaczęłam się udzielać ale już trochę się zastanawiam co można napisać, żeby nie być posądzoną o nadmierną egzaltację. 

Nie bardzo wiem co ja tutaj mogę pisać. Dobrałam sobie roboty, ile tylko było można, bo cele mam spore. Niektóre wymagają sporych finansów. Ale osiągnę je wszystkie, chociaż momentami niektóre jakby gubią sens.